Elżbieta Grzegorczyk
Elżbieta Grzegorczyk
przywiane
równoległe milczenia
oplecione tęsknotą
i pragnienia wstydliwe
zostawione w kącie
rozpleć dłonie
wyłapiesz nadlatujące z wiatrem
schowasz do szuflady
na czas pustki
poczekam nie bacząc
na kąty lśniące czystością
błądząc myślą
wiesz jak delektować
smak pierwszego rumieńca
zatrzymujesz w ustach
pomimo zmieniających się wiosen
jesteś jak drzewo
pamiętające bujną roślinność
przebarwione bogactwem
jesiennych odcieni
podajesz smugę wspomnień
niczym szal
otulasz klamrą dłoni
a oczy patrzą w dal
zaciśnięte usta
nie wykrzyczą
nocy uwierającej poduszką
w kieszeniach brakuje
miejsca dla następnych kamyków
naciągnięte sięgają kolan
odpoczynek
zdarza się zbyt często
zapach wiatru
samotnie wędrująca
we mgle życia
o delikatnych dłoniach
nie znających pocałunku
zmęczonych lecz z iskierką
nadziei oczach
wypatruje światła
jak łuczywa dającego początek nowemu
wypalona dusza w wątłym ciele
nic nie wskrzesi
wypije ostatni kieliszek
wytrwałości
i stawiając drobne kroki
przebrnie mleczną drogę
by nad urwiskiem
rozwinąć skrzydła
- przypadek
biorąc delikatnie dłoń
oplatasz słowami
jak osnową
śladami drepczącymi szeptem
powracaj
zabierasz myśli
by upchnąć je w kieszeniach
wypadają z rękawiczkami
w śnieg
przy odwilży spłyną
do obcego ogrodu
rozchwiane
roztańczone anioły
w korowodzie namiętności
ramionami tulą
przycupnięte uczucie
otwierają przestrzeń
wyścieloną piórami
jak łoże
piaskowych wydm
półcienie łapiąc rozwiane szaty
zmieniają godziny
demonom
rozterka
zawróć spojrzeniem
pobiegnij aleją w głąb
pomilcz
czy pielęgnować zasadzone drzewo
o korzeniach mocno wrośniętych
szumiących konarach
melodie oczekiwanych dźwięków
może w duszy tylko gra
a tam
stoi suche wspomnienie
tylko
wiatr czasem zaskrzypi
niepewność
trwożliwa myśl szuka oparcia
w rozchwianych gałęziach
pachnie lipa
nieśmiałe odgłosy
wplatane w codzienność
zbyt płoche
by zakotwiczyć
i tylko
wyciągnięte ramię czasu
próbuje przytrzymać
szmacianą lalkę
szczęścia
marzenie
przyszłaś wieczorem w pełni lata
ot tak sobie
powstałaś z pragnień i tęsknot
przyniosłaś treść myśli
zamkniętych w słowach
by umeblować nimi duszę
nie pytając o zgodę
a mnie się marzy
dźwięk wiatru w parze z kołatką
zieleń trwa w wiankach kwiatów
ramiona rozwarte po horyzont
wyczekiwane słowa